sobota, 14 marca 2020

w rozdwojeniu, czyli z pamiętnika koczownika

Rozpoczęłam trzeci miesiąc koczowniczego życia u Rodzicielki, a tu wirus zawitał do PL i zrobiło się ciekawie. Choć już w ubiegłym tygodniu uzupełniłam spiżarnię w kasze, soczewice i fasole, mąkę też kupiłam na wypadek gdyby chleba zabrakło. Wczoraj w okolicznych piekarniach, poza słodkościami i chlebem fabrycznie foliowanym, półki były puste. Rodzicielka ma zakaz wychodzenia do skupisk  ludzkich, ale poszłyśmy na spacer starając się omijać ludzi dużym łukiem. Mnie dopadła panika, bo dezynfakuję klamki oraz wszystkie przyniesione do domu produkty. Płyny do dezynfekcji kupiłam jeszcze w styczniu na wyjazd do Chin.
Wczoraj w kolejce obywatele donieśli o cwaniakach, którzy naciągają naiwnych na cudowne mydełka, które mają chronić przed wirusem. Mydełko w cenie 3oo zł! Starszym osobom na jedzenie zabraknie ale kupią, albo jeszcze lepiej, pójdą do kościoła na msze, bo polscy księża za nic mają ostrzeżenia lekarzy i zakazy gromadzenia się, również apele papieża. Woda święcona nas ochroni!
Dziś na okolicznym bazarku drzwi do wszystkich sklepików stoją otworem a do środka zapraszane są po dwie osoby, ale żel do dezynfekcji rąk był tylko w jednym. Pieniądze z ręki do ręki, bo starszi ludzie ani kart ani telefonów do płacenia nie używają.
Miałam plan by przejechać rowerem 650 km w tydzień. Pożyczyłam rower od Sister, ale… wiatr hula jak oszalały, deszcz szczodrze poi rośliny, teraz nawet śnieg sypie. Narzekać nie będę, bo aura nie sprzyja spacerom więc ludziska zostaną w domu i zaraza się nie rozprzestrzeni.
Będąc na przymusowym uchodzstwie, pożytecznie spędzam czas: joga rano, po południu Zeus, bo dbam o siebie. Pomalowałam Rodzicielce przedpokój i kuchnię. Z rozpędu lub z nudów pomaluję jeszcze salon, chyba, że sklep zamkną zanim zdecydujemy o kolorze.

niedziela, 5 stycznia 2020

Tydzień w rozkroku


czyli trochę w starym, trochę w nowym roku. Ani podsumowań ani planów nie robiłam. Natomiast w piatek spędziłam cały dzień w banku, by zrobić przelew na zagraniczne konto. Wypisująca kwit w instytucji pracowej machnęła się w znakach, to raz, dwa, bank wymyślil, że teraz potrzebują dodatkową informację o odbiorcy, bo to nie moje osobiste konto. Na szczęście wystarczyła kopia wysłana elektronicznie, ale sześć godzin zeszło.
orzełka machnęłam, bo nikt nie patrzył:)

Potem negocjacje o naprawienie pralki...  o wszystko wypytywali, tylko nie poinformowali kiedy naprawią.
Pakuję walizkę, bo lecę do Pl. Pomyślę, jak prowadzić blog, bo cotygodniowe relacje z treningu rowerowego jak było na początku, teraz nie mają sensu, bo już tak intensywnie nie jeżdżę. Będę mysleć, odpoczywać, podrożować i spotykać się z dobrymi ludzmi. Do poczytania.


***bankowy update
Dziś zadzwoniła urzedniczka, która realizowała przelew piątkowy: teraz potrzebuje IBAN (którego nie chciała w piątek, choć usilnie jej tłumaczyłam, że jest niezbędny), ksero paszportu strony głównej i z wizą, bo to które zrobiła dla osoby, która teraz w głównym oddziale realizuje przelew jest trochę nieczytelne. Przeraża mnie nie tylko, niesamowita kontrola jakiej poddawne są moje pieniądze, ale też sposób przekazywania dokumentów: przez internetowego komunikatora do jej prywatnego telefonu. Jeszcze trochę detali i ktoś kto ukradnie jej telefon, wyczyści mi konto!

Zagapiłam się

Przyjechałam na miesięczny urlop do PL i zostałam. Od ponad roku odkrywam na nowo ojczyznę polszczyznę w samym centrum naszego pięknego kraj...