sobota, 27 lipca 2019

7 dni 643km - mission accomplished!


Nie w Korei, ale przejechane!
dystans, czas, przejechane kilometry od kupna licznika
Jazda w dwóch sesjach dziennie: rano i po południu, żeby uniknać upałów; temperatury wachały się między 24 a 37°C, wiatr wiał czasem nawet do 37km/h. Bołały plecy, barki, kolana i szanowne 4 litery chyba najbardziej!
brzeg rzeki
Czwartego dnia minęły wszystkie złości, nieprzyjemności zostały zapomniane, mózg się wyłaczył. Ponieważ głównie poruszałam się po znajomej ścieżce, czasem ogarniała nuda (miałam tez muzyke), monotonia przerywana klaksonami okazyjnych samochodów, które próbowały zepchnać mnie z drogi. Kilka razy wyjechałam poza ścieżkę, na specjalny pas wzdłuż drogi szybkiego ruchu, ale halas i gorąco od ciężarowek to nie dla mnie. Głównie moje oczy widziały: asfalt, trawę, licznik, krzaczki, jezioro, trawe, licznik, dziecioły, dużo srok i wróbli itd.
w studzienkach rosna rosliny (droga szybkiego ruchu)
W sobotę, gdy licznik wybił 626km chciałam rzucić rower w krzaki lub utopić w pobliskiej rzece i wrocić piechotą do domu (miałam ok 9km do przejscia). Gdyby nadarzyła się taksowka, na pewno bym skorzystała!
juz prawie koncowka polnych kwiatow
Jestem zmęczona, satysfakcji nie czuję, na rower nie spojrzę przez najbliższy tydzień albo i dłużej!

niedziela, 21 lipca 2019

tydzień 36/20


Dręczy mnie świadomość, że moja praca nie przynosi efektów, tzn nie ma efektów jakich oczekuję.

Za to temperatury sięgnęły niezwykle wysoko, tak, że autobus trzeba było dochładzać otwierając różne klapy, które nie były zabezpieczone i prawie w dziurę w podłodze wpadłam.





niedziela, 14 lipca 2019

tydzień 35/19



Popatrzyłam na słupki mojego konta bankowego i wykryłam drobny niedobór. Za robotę wykonaną na początku maja forsa nie dotarła. Używając lokalnego komunikatora, poprosiłam zleceniodawczynię, by sprawdziła, czy forsa była przełana. W odpowiedzi dostałam: „tak, robię
lotos lokalny

Dziekuję za uwagę, od jutra znowu do pracy idę.
Układam nowy, wakacyjny rezim ćwiczeń, bo lubię.

niedziela, 7 lipca 2019

tydzień 33-34/17-18, czyli jest dobrze


Kolejne dwa tygodnie za mną, nawet nie wiem kiedy minęły, grunt, że główne obowiązki zakonczone oraz raporty oddane.Teraz chwila oddechu i praca, ale na krótko. Urlop zapowiada się domowo, bo czekam na nową wizę.
Czekając na przerwę w deszczu, poleciałam na chwilę do Bangkoku,gdzie spotkałam się z kolezanka, z którą kiedys pracowałam w Chinach. Mika, Japonka, jak zwykle zakręcona, ale pozytywnie. Hotel ze standardowo wyposazonym fitnessem oraz tanie i dobre jedzenie w okolicy przesłoniły drobne niedogodności. Wieczorami basen był mój.
Niestety, wrócił nawyk słodyczowy (dobre lody). Od radości wyczynów fitnessowych wlazł mi ból w noge, trochę kustykam, ale z jazdą na rowerze nie mam zadnych problemów. Od poniedziałku zaczne kolejny odwyk. Chyba będzie łatwiej, bo jest trochę więcej owoców.

Ponownie przyzwyczajam się do roweru. Już nawet nie zwracam uwagi na wiatr, chyba, że spycha mnie z drogi.

Zagapiłam się

Przyjechałam na miesięczny urlop do PL i zostałam. Od ponad roku odkrywam na nowo ojczyznę polszczyznę w samym centrum naszego pięknego kraj...