Mięśnie domagające się wysiłku
zostały spacyfikowane przez Zeusa i chwała mu za to. Już oddycham normalnie, bez bólu.
We wtorek, po raz pierwszy poczułam ulgę od stresu, czyli co będzie z
projektem to będzie. Przyjechała koordynatorka, ale jeszcze się ze mną nie
skontaktowała; mieszka dwie pary drzwi dalej, daleko ma.
Miałam odbyć sesję fotograficzną drzew, ale czwartkowy
wiatr pozbawił je liści.
W pędzie do pracy pstryknęłam fotkę wodzowi –
niech ma!
Po moich narzekaniach pralnię wysprzatano, postawiono
mop, na wszelki wypadek, by każdy ogarnął ewentualną wodę. Mop był dwa dni, już
nie ma. Odkryłam, że kapie z kranu doprowadzającego wodę do pralki, ale czy to
ja mam wołać hydraulika?