W
poniedziałek spotkała mnie niespodzianka w postaci wyłączonego internetu, ani z
kabla, ani z wifi, a od operatora karty bardzo mierny zasięg. Wiadomo, uzależniona,
popadłam w panikę, rozpacz oraz złość, bo nie przygotowana byłam na braki łączności.
Po dwóch dniach śledztwa okazało się, że odbywa się sekretny egzamin, na czas
którego zostaliśmy wyłączeni z zasięgu. W międzyczasie, egzaminatorzy
pozbawieni rozrywki w telefonach, znaleźli zestaw do karaoke, więc torturom wieczornym nie było końca – koszmar świąt
bożegonarodzenia po azjatycku!
pięknie ośnieżona ścieżka
W
sobotę, nieco wyjrzało słonce i zachęciło do jazdy rowerem: ścieżka oblodzona,
nawet bardzo, a na lodzie, to wiadomo, można najwyżej piruety wykręcać, co tez
uczyniłam. Przewracając się myślałam tylko o tym, by chronić łokieć, bo pamiętam
z ubiegłorocznego doświadczenia, że bolało. Lokieć ochroniłam, ale kolano nie
polubiło spotkania z lodem. Wypróbowałam nowy przepis chlebowy oraz babkę drożdżową,
tę drugą przerobię na chrupki albo bułkę tartą.
tu sprawdzałam twardość lodu