Zepsół się kilometromierz. Ostatni odczyt wskazuje 2.525 przejechanych kilometrow;
chyba niezły rezultat w ciągu roku. Wypracowanie nowej rutyny niezbyt się udaje – jeżdżenia jest
w sumie mało, bo wolę nogami machać na macie. W pracy jak to w pracy, coś się uda, coś nie, byle
tylko nie brać tego do siebie.
Z okazji powstania partii odbyły się huczne obchody w instytucji, nawet wzięłam udział, z aparatem. Zabawne,
jak wszyscy wrzucali na lokalngo komunikatora WeChatem zwanym zdjęcia i film, które zostały nakręcone w czasie uroczystości, ale niewielu pofatygowało się, choć wszyscy są tacy patriotyczni.
W ten weekend mieliśmy być w już Japonii i oglądać mecze rugby na żywo: bilety były zarezerwowane, hotele
też, ale cena biletów lotniczych okazała się niebotyczna. Ech, oglądamy mecze na kanapie.
Ech, jesien czai się za rogiem: chłodne ranki i wieczory.
Ech...szkoda...
OdpowiedzUsuńNagla zmiane planow mozna zaakceptowac, ale oczywiscie byloby piekniej w Japonii:)
OdpowiedzUsuńEch.... Jesień i u nas.
OdpowiedzUsuńLubie kolory jesieni, nawet chlod mi ostatnio nie przeszkadza, tylko dni sie skorczyly:)
OdpowiedzUsuńnie lubię jesieni, oj nie lubię! Szkoda z tymi biletami:(
OdpowiedzUsuńWitaj Lena, rozsiadz sie.
OdpowiedzUsuńNa pocieszenie, ze jesien kroluje, moge tylko napisac, ze za kilka miesiecy juz bedzie wiosna:)